El Chalten

Od spotkanych ostatnio ludzi o El Chalten słyszeliśmy głównie opowieści pogodowe. Że wichury, które potrafią porwać namiot, że dużo deszczu, że zamiecie śnieżne. Przygotowaliśmy się więc na powtórkę z Torres del Paine. Tym razem postanowiliśmy się zakwaterować w hostelu, bo w takich warunkach pogodowych przyjemniej mieć nad głową dach, a nie tylko mokry tropik. Jednak okazało się, że znalezienie noclegu w El Chalten to nie jest sprawa prosta. Odwiedziliśmy każdy hostel we wsi. I znaleźliśmy jedno wolne łóżko. Nie licząc oczywiście pokoi za US$60, ale te zupełnie nas nie interesowały. Nas jest dwójka, wole łóżko jedno, więc koniec końców wylądowaliśmy jednak na kempingu pod namiotem.

El Chalten to jest dziura przez duże D. Jeszcze 25 lat temu nie było tu kompletnie nic. Miasteczko powstało w ramach przepychanek terytorialnych między Argentyną i Chile. Argentyńczycy stwierdzili, że jak postawią tu sobie, tuż przy granicy, miasteczko, to Chilijczycy się odczepią. Powstała więc mieścina pod tytułem El Chalten. Kilka ulic, kilka miniaturowych sklepów, dużo drogich hosterii i zdecydowanie za mało tanich hosteli, kupa bezdomnych psów. Te teraz mają całkiem niezłe życie, bo turystów sporo, więc się zawsze coś trafi – ktoś podkarmi, albo chociaż pogłaska. Jak tu wygląda życie zimą trudno sobie wyobrazić.

Wstajemy rano, a tu zaskoczenie – niebieskie niebo. Trzeba z tego skorzystać. Czyli idziemy w góry. Po Torres del Paine chwilowo mamy awersję do chodzenia po górach z ciężkim plecakiem, więc tym razem bierzemy się za zaliczanie jednodniowych szlaków. Najpierw Laguna de Los Tres, żeby zobaczyć słynnego i pięknego Fitz Roya. Szlak jest pod emerytów. Do tego śliczna pogoda. Krótko mówiąc idealnie w związku z naszą chwilową niechęcią do chodzenia. Pogoda piękna, ale oczywiście nie w tych obszarach nieba, na których nam najbardziej zależy, czyli nad Fitz Royem. Wszędzie niebiesko, a nad górą oczywiście kupa chmur. Nad samo jezioro de Los Tres nie dochodzimy, bo tam trzeba by jeszcze z godzinę wspinać się pod stromą górkę, a skoro takie zachmurzenie, to nie chce nam się wspinać. I tak nic nie zobaczymy.

Decydujemy, że zaliczymy dziś za jednym zamachem, korzystając z nadal w miarę niezłej pogody, inny szlak dla emerytów, ten do Laguny Torre. Przy lagunie – surprise, surprise – znów chmury nad górami, mimo że wszędzie indziej niebo błękitne. Szlag by trafił. Do tego przy samej wodzie wieje tak, że człowieka potrafi przewrócić. Spotkani po drodze Polacy (już 17 rodaków spotkaliśmy w Patagonii) mówią, że wczoraj rozjaśniło się dopiero późno wieczorem. Do wieczora w tej wichurze siedzieć nie będziemy, czyli chyba Cerro Torres nie zobaczymy.

I

Na następny dzień zapowiadają deszcz. A tu w okolicach południa robi się przepięknie. Szczyt Fitz Roya wyłania się znad gór otaczających El Chalten. Takiej pogody nie można zmarnować. I teraz dylemat – gdzie iść? Pod Torre czy Fitz Roya? Bo i tu i tu nie damy już dziś rady. Za późno. Wybór pada na Torre, bo jednak Fitz Roya widziliśmy. Zza chmur, ale jednak. A Cerro Torre nie wychyliło się w czoraj ani na moment zza gęstych chmur. O tym, że warto było jeszcze raz się tam przejść przekonują chyba najlepiej fotki.

Do El Chalten musimy jeszcze kiedyś wrócić. Koniecznie.

Komentarzy 5

  1. witam
    kiedy konczy sie wam podroz jesli mozna spytac i jakie miejsce osiedlenia sie?

  2. pamietam ze zaczelo sie wszystko chyba od pomyslu nauki hiszpanskiego w Ekwadorze aby sie osiedlic w hiszpanii celem rozpoczecia jakiegos biznesu z lodziami zwiazanego? ciekawe czy podczas podrozy te plany zostaly jakos radykalnie zweryfikowane. moze poznaliscie inne lepsze miejsca. mam na mysli lepsze nie do zwiedzania ale do osiedlenia sie bo to przeciez zupelnie co innego. a moze dalsze zycie w podrozy? zarabianie np. przez internet i dalsze podrozowanie?

    • w imieniu naszych rodzicow i swoim powiem tak:
      Magda,dziecko drogie,wracaj Ty do Polski,albo przynajmniej gdzies w Europie osiadz :0)
      no to widzimy sie wkrotce siostra-mam nadzieje :0)

  3. dech zapiera

Dodaj komentarz