Pokhara i przygotowania przedtrekowe

Mówią, że okres od marca do maja to drugi najlepszy w roku czas na trekking w Nepalu. Mówią, że widoczność jest wtedy trochę gorsza niż w październiku i listopadzie, kiedy to pogoda jest najlepsza. Teraz pytanie – co znaczy „trochę gorsza”? W tym konkretnym przypadku znaczy to chyba tyle, że nadal widać góry, ale może trochę mniej wyraźnie, bo powietrze jest mniej przejrzyste. I takiej właśnie wersji trzymaliśmy się do momentu przyjazdu do Pokhary. To niedaleko stąd zaczyna się szlak wokół Annapurny – szlak, który wybraliśmy dla siebie.

Według opisu z przewodnika i opisu ludzi, którzy tu byli, nad jeziorem w Pokharze góruje masyw Annapurny. Z pewnością tak jest, ale nam przez 3 dni pobytu tutaj ani razu gór nie udało się zobaczyć. Niebo każdego dnia zasnute było chmurami, które z każdą godziną gęstniały i robiły się coraz ciemniejsze. A do tego każdego wieczoru burze. Jedna z nich była tak intensywna, że pioruny walące praktycznie non stop, zlewały się w jeden niekończący się huk. Jednak według prognozy pogody miała się poprawić lada dzień. Więc przesunęliśmy wyjście na trasę do owej poprawy, w międzyczasie inwestując większość czasu w obijanie się. Może mądrzej było by robić codziennie kilka serii przysiadów w ramach przygotowań, ale nas zdecydowanie bardziej pociąga lenistwo. W końcu mamy do przejścia 210km. Wtedy się pomęczymy.

Pokhara, w odróżnieniu od Kathmandu, zbudowała sobie dzielnicę turystyczną dosyć daleko od centrum. Składa się ona z hosteli, restauracji, sklepów i bankomatów. Ceny – szczególnie w restauracjach – wysokie. Do centrum – gdzie z pewnością można zjeść sporo taniej – daleko, więc restauratorzy wykorzystują ten fakt ciągnąc od turystów ile się da. Wśród sklepów dominują te sprzedające podrabianą odzież znanych firm. Sklepikarze zapewniają, że wszystko jest bardzo dobrej jakości, ale trudno im uwierzyć. Bo jaką jakoś może mieć plecak za 40zł? Przekonamy się na własnej skórze, bo w takie właśnie plecaki zaopatrzyliśmy się przed trekingiem. Z naszymi dużymi plecakami nie mieliśmy się zamiaru zmagać na szlaku, nasze małe plecaczki podręczne mają raptem 15l pojemności, a to trochę mało na ponad 2 tyg. Stanęło więc na 30-litrowych Mammut’ach ;) Spakowaliśmy chyba niewiele, ale musi wystarczyć. Trasa to w końcu nie salon piękności i inwestowanie w specjalistyczne ciuchy chyba nie jest niezbędne. Muszą wystarczyć służące nam od wielu miesięcy spodenki, koszulki, polary i przeciw deszczówki. Jeden ręcznik na spółkę, podstawowe kosmetyki, po 5 snickersów, aparat. Nie bierzemy śpiworów – będą musiały starczyć koce w schroniskach. Nauczeni doświadczeniem z Torres del Paine w Chile, że standardowy pokrowiec przeciwdeszczowy na plecak wcale przed deszczem nie chroni, zrobiliśmy sobie pokrowce z grubych worków na śmieci. Ze sprzętu bardziej profesjonalnego mamy tylko aluminiowe kijki. Kiedyś wydawało nam się, że takie kijki to marketingowy wymysł i kupują je tylko ci, którzy na szlaku koniecznie chcą mieć wszystkie możliwe gadżety. A potem – przy dwóch okazjach – okazało się, że kijki jednak mają sens, i to bardzo duży. Szczególnie przy stromych wejściach i zejściach. Kto nie wierzy niech kiedyś spróbuje :)

Prawie zapomnieliśmy o najważniejszym. O papierach. Bo żeby pójść na treking wokół Annapurny trzeba najpierw dostać papier. A właściwie dwa. Pierwszy to pozwolenia na przebywanie na terenie Annapurna Conservation Area. $28 na osobę. Do tego dochodzi jeszcze Karta Rejestracyjna, która nie wiadomo czemu służy. Powiedziano nam, że jest ona niezbędna na wypadek ewentualnego wypadku i koniecznej ewakuacji, ale to przecież bzdura, bo nikt nikogo ewakuować nie będzie póki nie ma ubezpieczenia. Jeszcze w zeszłym roku ta karta była za darmo, ale się ktoś wycwanił, bo teraz ta przyjemnośc kosztuje już $20. Ot tak z dnia na dzień cenę podniesiono z $0 do $20. Żeby papiery dostać trzeba oczywiście wypełnić kilka druczków i złożyć aż 4 zdjęcia. Dla wygody petentów przy punkcie wydawania papierów działa punkt robienia zdjęć. Znudzona 12-letnia dziewczyna delikwentowi zdjęcie jakąś idiot kamerą na tle ściany w domku, w którym owa dziewczynka po godzinach „urzędowania” prawdopodobnie mieszka. Jedyne $4 za 4 zdjęcia.

Kiedy to czytacie my od tygodnia jesteśmy na szlaku. Wychodzi nam, że wrócimy najpóźniej 7 kwietnia, ale znając tempo Przemka to może kilka dni wcześniej :) Do tego czasu prosimy o cierpliwość.

Komentarze 3

  1. chyba Przemek zwolnil kroku, 7 kwietnia dawno za nami :)

  2. Polecam trekking w lutym, super widoczność i ciepło +15, koło 30 osób na szlaku dziennie

Dodaj komentarz