Jeszcze kilka fotek z Gold Coast

img_0084

img_0044-copy

img_0047-copy

QLD czyli Queensland

Do Queensland przyjechaliśmy nie koniecznie dlatego, że bardzo tego chcieliśmy, a przede wszystkim dlatego, że z Gold Coast udało nam się znaleźć najtańsze loty do Azji. Okolice Gold Coast znane są przede wszystkim z trzech rzeczy – z niewyobrażalnie długich plaż, z parków tematycznych i ze schoolies. Schoolies to dzieciaki, które po napisaniu matury zjeżdżają się właśnie na Gold Coast na 2 dni pijaństwa i rozpusty.

Zatrzymaliśmy się w miasteczku Surfers Paradise (chyba tylko w Australii miejscowoś może nazywać się Raj Serferów). Jeśli widzieliście kiedyś gdzieś w TV czy na pocztówce australijską plażę wzdłuż krórej stoją wieżowce, to to jest właśnie Surfers Paradise. Przyjechaliśmy tu dosyć sceptycznie na stawieni, bo to miejsce zawsze wydawało nam się strasznie komercyjne, ale nie mieliśmy racji. Plaża w Surfers Paradise jest absolutnie fantastyczna, przeraźliwie długa (nie widać ani jednego, ani drugiego końca) i straszanie szeroka – co najmniej na 30 jak nie na 40 metrów. W życiu nie widzieliśmy takiej plaży.

Gdy tak spacerowaliśmy wieczorem po tej wspaniałej plaży w końcu dotarło do mnie co się dzieje, że właśnie przeżywamy przygodę życia, i ogarnęło mnie bardzo przyjemne uczucie niesamowitego szczęścia. Już terazm wiem, że ani razu nawet na moment nie pożałujemy decyzji o rzuceniu wszystkiego i ruszenia w drogę. Polecam wszystkim :)

img_0048-copy5

Plan na drugi dzień pobytu na Gold Coast przewidywał wizytę w jednym z parków rozrywki. Paradoksem jest, że w kraju, w którym tak ograniczonym zasobem jest woda, gdzie ludziom narzuca się limity korzystania wody, powstały zaraz obok siebie co najmniej trzy parki, w których tematem przewodnim jest woda. Paradoks, ale skorzystać z okazji bardzo chcieliśmu. Niestety pogoda rano była bardzo średnia więc podjęliśmy decyzję, że zamiast do parku wodnego pojedziemy chyba do Brisbane, ale kiedy po drodze do stolicy QLD mijaliśmy park wodny i zobaczyliśmy te wszystkie rury i zjeżdżalnie to mimo marnej pogody zawróciliśmy do parku. Niestety nasza wizyta zbiegła się z po pierwsze sobotą, a po drugie z nadal trwającymi wakacjami szkolnymi, a to oznaczało ogromne ilości ludzi. Kupienie biletu wstępu zajeło nam 40 minut. W ciągu 3,5 godzin udało nam się zjechać tylko z czterech zjeżdżalni – na zjazd z jednej z nich trzeba było czekać godzinę, inne – 30-40 minut. Zjeżdżalnie były świetne, ale stwierdziliśmy, że takiego czekania przez wieki na zjazd, który trwa 15 czy 20 sekund mamy już na ten dzień dosyć, i po czterech godzinach w parku wodnym ruszyliśmy do położonego 50km dalej Brisbane. Pogoda była nadal kiepska, ale na szczęście nie padało, więc zrobiliśmy sobie w Brisbane bardzo fajny spacer. Stwierdziliśmy, że to świetne miasto, pełne ślicznych historycznych budynków, a za hit uznaliśmy sztuczną plażę w parku połączoną z kinem.

img_0062

Jutro jedziemy na cały dzień do jednego z najbardziej kultowych miejsc na wschodnim wybrzeżu Australii, czyli do Byron Bay, zobaczyć o co tyle krzyku, a późnym wieczorem wylatujemy do Kuala Lumpur. Następnym razem odezwiemy się już z Azji.

Przerwa na sprzątanie

Od soboty (11/01) jesteśmy w Sydney. Rodzice wylecieli do Polski w niedzielę, a ja z Przemkiem od tego czasu próbujemy – narazie z marnym rezultatem – przygotować nasze mieszkanie do zdania, co ma nastąpić w czwartek. Mebli nie ma już praktycznie żadanych, a wczoraj wynieśliśmy na śmietnik 4 pudła różnych skarbów, ale mimo wszystko po całym mieszkaniu nadal walają się  sterty gratów, których wcale nie wydaje się ubywać. I to po tym jak wysłaliśmy do Polski przed świętami 120kg rzeczy. Musimy się ze wszystkim jakoś uporać do jutra rana, bo wtedy przychodzą panowie od prania dywanów więc musi być w mieszkaniu pusto.

Wczoraj też wybraliśmy się też na wizytę do konsulatów – filipińskego i tajskiego. Do Filipin co prawda nie trzeba mieć wizy na p0byt do 21 dni, ale my będziemy tam 5 tygodni. Wszystko poszło gładko i po uiszczeniu opłaty w wysokości AU$39 za osobę staliśmy się już tego samego dnia posiadaczami filipińskich wiz.

Wizyta w konsulacie Tajlandii przyniosła nam niespodziankę, bo okazało się, że jeśli Przemek wjedzie do Tajlandii na swoim australijskim paszporcie, a ja na niemieckim (tak, mam niemiecki paszport, ale taka ze mnie niemka jak rosjanka) to nie potrzebujemy wiz i możemy zostać w Tajlandii do 30 dni przy każdym wjeździe. Więc trochę kasy udało się już zaoszczędzić.

Następny post będzie z Gold Coast w stanie Queensland. Lecimy tam w piętek, bo z Gold Coast znaleźliśmy najtańsze loty do Azji. Będziemy tam niecałe 3 dni, a potem w końcu Azja. Już się nie mogę doczekać Kuala Lumpur, a konkretnie roti chanai na śniadanie. Przemek fantazjuje o kurczaku tandori :)

Pierwsze dni wolnosci

Weekend zaczal sie dla nas juz w piatek i w zasadzie trwa caly czas. Wyglada na to, ze to bedzie on bardzo dlugi, ponad roczny:)

Rodzice przyjechali zgodnie z planem w piatek, wiec przez ostatnie dni biegalismy razem
po Sydney i intensywnie zwiedzalismy. Dzieki temu Przemek po 8 latach mieszkania w tym miescie w koncu wjechal na AMP Tower (wieza widokowa w Sydney). Wczesniej jakos nie bylo czasu ;)

A posta tego pisze z lotniska. Za godzinke mamy samolot do Auckland. Prognoza pogody pomyslna wiec powinno byc fajnie. Nastepny post bedzie juz z trasy:)

ZYCZYMY WSZYSTKIM WESOLYCH SWIAT!!!!

Podrozowanie po Australii – czesc 2

Kilka sposobow na zaoszczedzenie paru $

Jesli podrozujesz samochodem:

  • benzyna najdrozsza jest w srody, po ktorej powoli jej cena spada osiagajac najnizsza cene tygodnia we wtorek
  • robiac zakupy w supermarkecie i wydajac tam conajmniej $30, paragon bedzie zawieral znizke 4c na kazdy litr paliwa zakupiony w partnerskiej stacji benzynowej. Partnerskie stacje naleza do wielkich sieci (np. Shell) wiec wszedzie ich sporo
  • Jedzenie. Na nie mozna wydac bardzo duzo, bo wybor jest ogromny i bardzo kuszacy. Jesli jednak nie chcesz stracic fortuny to warto wiedziec:

  • jesli nocujesz na polu kempingowym lub w hostelu to tam zawsze jest ogolnodostepna kuchnia, wiec spokojnie mozna samemu gotowac posilki. Jesli podrozujesz campervanem to tez masz w aucie kuchnie. A zakupy mozna zrobic w supermerkecie, ktorych jest sporo.
  • Jesli nie masz dostepu do kuchni a nie chcesz stracic fortuny restauracje, najtaniej zjesz w tzw. hotelach, czyli w pubach. A taki jest praktycznie w kazdej nawet najmniejszej dziurze. Juz czesto za $7 mozna zjesc tam steka z frytkami.
  • Jesli lubisz miec wybor i pubowe jedzenie nie jest dla ciebie poszukaj centrum handlowego. W kazdym centrum handlowym jest tzw. food court, gdzie mozna zjesc za mniej niz $10. Do wyboru jest zazwyczaj conajmniej kilkanascie jadlodajni.
  • Zwiedzanie i atrakcje:

  • Poszukaj jakiegos biura podrozy dla backpackerow. Tam za darmo dostaniesz czasopismo TNT  Travel Down Under. Tam zawsze jest przynajmniej jedna strona roznych kuponow znizkowych na rozne atrkacje, np. 20% znizki na bilet do Sydney Aquarium itp.
  • Czesto w tych samych biurach podrozy dla backpackerow mozna kupic rozne wycieczki po bardzo dobrych cenach. Zdaza sie, ze oferowana cena jest nizsza niz koszty samodzielnej organizacji takiej samej wycieczki. Sprawdza sie to szczegolnie wtedy, gdy w ramach wycieczki jest przelot. To ze bedzie taniej w biurze podrozy nie jest zasada, ale zdaza sie dosyc czesto, wiec warto sprawdzic.
  • Jesli planujesz spedzac duzo czasu w parkach narodowych kup roczny bilet. Zazwyczaj kazdy wjazd do parku narodowego to jakis tam koszt (od $7 do nawet $25). Dlatego roczny bilet obejmujacy wszystkie parki w danym stanie moze byc sensownym rozwiazaniem. Np. roczny bilet na wszystkie parki w Nowej Poludniowej Walii kosztuje $190, a jednorazowy wjazd do Kosciuszko National Park to koszt $27 zima i $16 przez reszte roku.