Tajlandia – informacje praktyczne

Tajlandia to niesłychanie prosty kraj do podróżowania, idealny na pierwszą samodzielną podroż. To taki podróżniczo-wakacyjny supermarket, w którym każdy znajdzie coś dla siebie i każdy będzie zadowolony. Wszystko podane jest tutaj na tacy, pod sam nos, trzeba tylko wskazać palcem co się chce, i oczywiście zapłacić.

Wiza
Polacy potrzebują wizę na wjazd do Tajlandii. Można dostać tzw. visa on arrival w momencie przylotu do Tajlandii. Ta wiza ważna jest tylko przez 15 dni. O wizy dłuższe i wielokrotne trzeba aplikować w ambasadzie.

Transport
Bardzo sprawny i szybki.
Na dalekie trasy (np. Bangkok-Chiang Mai) polecamy podróż pociągami, w sypialnych wagonach. To co prawda trochę droższe niż podróż autobusem, ale za to komfort jest zupełnie inny.
Autobusy są generalnie tanie. Najlepiej korzystać z lokalnej wersji PKS-u. Można w ten sposób niedrogo dojechać praktycznie wszędzie. Jedyny mankament to to, że dworce autobusowe są zazwyczaj kawałek za centrum i dostanie się na nie/z nich oznacza dodatkowy koszt (zazwyczaj niewielki).
W turystycznych miastach typu Bangkok czy Chiang Mai działa wiele firm transportowych, które oferują przejazdy w różnych kierunkach autokarami i minibusami. Zanim zdecydujesz się na bilet u nich porównaj ich ceny z cenami zwykłego autobusu. Generalnie minibusy są dużo droższe niż autobusy (np. minibus z Chiang Mai do Chiang Khong przy granicy z Laosem kosztował 470b, a zwykły „PKS” na tej trasie tylko 211b.
Jadąc na wyspy najlepiej kupić bilet łączony na pociąg + prom lub autokar + prom. To zazwyczaj opcja najtańsza, a na pewno bardzo wygodna, bo zawsze zawiera transfer z dworca autobusowego/kolejowego do przystani.

Wynajęcie motoru kosztuje od 150 (za manual) do 200-250 (za pełny automat). Litr benzyny kosztuje około 24b.

Przykładowe ceny przejazdów:
 Krabi – Ko Pha-Ngan (łączony bilet autobusowo-promowy) – 650b
 prom z Ko Pha-Nga na Ko Tao – 350b
 Ko Tao – Bangkok (łączony bilet na prom i pociąg, wagon sypialny) – 900b
 Bangkok – Kanchanaburi – 77b (zwykły autobus)
 Bangkok – Ko Chang (łączony bilet autobusowo-promowy) 200b (w przeciwnym kierunku płaci się nie wiadomo czemu 300b)
 Sukhothai – Chiang Mai – 218 (zwykły autobus)
 Chiang Mai – Chiang Khong (granica z Laosem) – 211b zwykłym autobusem, 470b minibusem z jednej z agencji w mieście

Noclegi
Nie ma potrzeby robienia wcześniejszych rezerwacji. Miejsc noclegowych we wszystkich standardach jest strasznie dużo i zawsze coś się znajdzie bez żadnego problemu. Przy dłuższych pobytach można zazwyczaj wynegocjować lepszą cenę.
Dwójka z łazienką i wiatrakiem w Bangkoku w okolicach Kao San Road kosztuje około 400b, z klimą 550-600. Bez łazienki, z wiatrakiem – 300b.
Na wyspach za bungalow z łazienką blisko plaży płaci się od 300 wzwyż, z tym, że za 300 ma się bardzo prosty domek. Coś o trochę lepszym standardzie można znaleźć za 400-500b.
W pozostałej części kraju ładną dwójkę z łazienką można dostać za 200-300b, z klimą od 300.

Ceny i pieniądze
Bankomaty są dosłownie wszędzie. Maksymalnie można wypłacić 20tys batów w jednej transakcji. Bez problemu można w kantorach wymienić euro, dolary, funty.
Nasz średnie dzienne wydatki wynosiły dokładnie 2009 bahtów (jakieś USD55). Czy można było taniej? Można było, ale naszym celem nie jest pobijanie rekordów w jak najniższych wydatkach na podróż. Zawsze braliśmy pokój z łazienką. Gdyby brać bez łazienki można by zaoszczędzić jakieś 100b dziennie, a może i 200b, gdyby spać w tych najtańszych (najpodlejszych) guesthousach. Jeśli ktoś nie nurkuje, albo nie pije piwa to też dodatkowo zaoszczędzi. Na jedzenie nie dało się już mniej wydawać, bo 90% posiłków jedliśmy na lokalnych marketach; tańszej opcji nie ma. Największy koszt to zdecydowanie transport (jak wszędzie). Oczywista zasada jest taka, że im mniej się człowiek przemieszcza tym mniej wydaje.

Pod względem cenowym Tajlandię można podzielić na trzy części – Bangkok, wyspy i reszta kraju. Najdrożej jest na wyspach, taniej w Bangkoku, najtaniej wszędzie indziej.
Na markecie można spokojnie zjeść za mniej niż 50b. Np. pad thai kosztuje 20-30b, smażony ryż 20-25b, tom yam 40-50b, curry 40-50b. Te same dania w restauracji kosztują 2 razy tyle, a czasem więcej.
Duże piwo (0,6l) w 7 Eleven kosztuje 34-50b w zależności od tego jakie to piwo (najtańsze jest Archa, najdroższe Singha). W knajpie jakieś 20-30b więcej.
Puszka Coli w 7 Eleven – 15b
Naleśnik z bananem – 20b
Woda – 5-15b w zależności od wielkości butelki i marki
Shake owocowy – 20b na ulicy, 40-60 w restauracji
Pranie – 20-40b (w zależności od tego gdzie)
Internet – od 15b (Chiang Mai) do 120b (na wyspach) za godzinę
Nurkowanie jest dosyć drogie (droższe niż na Filipinach) – kosztuje to jakieś 2800-3500b za dwa nury, w tym wynajęcie sprzętu, transport łodzią i lancz.

Bangkok:
 najtańszy dojazd z lotniska na Kao San Road: po wyjściu z lotniska trzeba poszukać przystanku shuttle bus, który za darmo dowozi do centrum transportowego (jakieś 10min jazdy). Tam wsiadamy w klimatyzowany autobus numer 551 lub 556 (33baty). Po mniej więcej godzinie jazdy trzeba wysiąść na drugim przystanku za Democracy Monument (miła pani sprzedająca w autobusie bilety powie gdzie to)
 dojazd z głównego dworca autobusowego na Kao San Road autobusem numer 53
 Kao San Road właściwa jest koszmarnie głośna. Lepiej spać kawałek dalej. Trzeba dojść do końca Kao San Road (nie tego przy którym jest Burgert King tylko przeciwnego), skręcić w prawo, przejść jakieś 150m i skręcić w uliczkę w lewo. Tu jest dużo spokojniej, można bardzo tanio zjeść na jednym z kilku straganów. Kupa guesthousów, agencji turystycznych, kafejek internetowych. Dwójka bez łazienki od 200b, z łazienką (bez okna) – 300, z oknem – 400, z klimą – 550
 na wycieczkę po rzece polecamy zwykłą liniową łódź. Jest ich kilka rodzajów (od zwykłej po super ekspresową). Bilet kosztuje od 11 do 16b za przejazd. Można też kupić całodniowy bilet za 150b, z którym można odbyć nieograniczoną liczbę przejazdów. Za organizowane rejsy, które trwają godzinę albo dwie płaci się po kilkaset batów, a widzi się dokładnie to samo.
 taxi i tuk tuki drogie, więc skorzystaliśmy z każdego z nich raptem raz. Cenę trzeba wynegocjować zanim się wsiądzie. W większość miejsc spokojnie można dojechać niesamowicie tanimi autobusami (7b). Na końcu Kao San Road jest mała budka z informacją turystyczną. Tam można zapytać jakim autobusem gdzie można dojechać. Do kupienia jest też mapa tras autobusowych.
 wejście do pałacu królewskiego – 350
 wejście do Wat Po (leżący Budda) – 50
 wejście do Wat Arun – 50
 internet w kafejkach przy Kao San Road kosztuje 30b za godzinę
 dla podróżujących z laptopem jest bezpłatny wi-fi w prawie całym Bangkoku. Jeśli komputer łapie sieć o nazwie TRUEWIFI, to trzeba się z nią połączyć, po czym wejść na stronkę http://www.truewifi.com i tam nacisnąć ikonę ”Green Bangkok”. Po zarejestrowaniu się można korzystać z netu za darmo.

Krabi i okolice
 zatrzymaliśmy się w P. Guesthouse. 350B za dwójkę z łazienką, 500b z klimą
 autobus z lotniska do miasta kosztuje 90b
 jeśłi chodzi o jedzenie to polecamy nocne targi. Są w miasteczku dwa. Jeden przy samej wodzie, drugi w centrum miasta. Ten w centrum to głównie targ owocowo-warzywny, ale jest też dużo stoisk z jedzeniem
 wynajęcie motoru 150-200b
 łódź na plażę Railey – 150 za osobę w jedną stronę
 jednodniowa wycieczka snorklingowa na Phi Phi i okolice (wielkie rozczarowanie) -1000b za osobę
 wycieczka snorkelingowa na wyspy w okolicach Krabi – 400b za osobę
 na Ao Nang koszmarnie drogo (szczególnie w restauracjach). Lepiej spać w Krabi, a na plażę pojechać motorkiem.
 Internet 40b za godzinę

Ko Pha-Ngan
 dojazd z przystani promowej na plażę – 150 za osobę
 prosty bungalow można znaleźć już za 250b, coś o lepszym standarcie od 400b wzwyż
 wynajęcie motoru – 150-200. Polecamy! Objazd wyspy to super sprawa.
 Wynajęcie samochodu – 700b
 internet – 1b za minutę w miasteczku, 2b za minutę przy plaży
 od około 16.00 w miasteczku otwarty jest targ z jedzeniem. Polecamy. Pyszne i bardzo tanie jedzenie
 w miasteczku jest supermarket Tesco

Ko Tao
 zatrzymaliśmy się przy plaży Sai Ree. Noclegi dosyć drogie i generalnie wszędzie było pełno. Nie udało się znaleźć nic za mniej niż 600b
 taxi z przystani promowej do plaży – 100b za osobę przy dwóch osobach, 50b przy czterech
 wieczorem restauracje przy plaży organizują grilla. Można coś zjeść od 100b wzwyż
 najtańsze jedzenie na wyspie jest w tzw. food center niedaleko przystani promowej. To trzy czy cztery restauracje, gdzie dania kosztują od 40b
 motor – 150-200. Drogi są dosyć kiepskie, wiele bez nawierzchni.

Ko Chang
 zatrzymaliśmy się za Lonely Beach. Nocleg można znaleźć już za 200b, ale dosyć podły. My wybraliśmy Sunset Huts czy jakoś tak. Bardzo ładne bungalowy, przy samej wodzie więc ciągle była miła bryza. 500b.
 Transport z przystani promowej na plaże – 100b za osobę
 wynajęcie motoru – 150-200
 internet 1b za minutę

Kanchanaburi
 dojazd z dworca autobusowego nad rzekę (tam, gdzie są wszystkie guesthousy) – 20-40 za osobę (taniej rikszą rowerową, drożej samochodem)
 Jolly Frog Guesthouse – 150b za dwójkę bez łazienki, 200 z łazienką, 290 z łazienką i klimą
 wynajęcie motoru – 150-200
 jazda na słoniach – 500 za 0.5h, 800 za 1h (za osobę)
 wstęp do Tiger Temple – 500b za osobę
 wycieczka do wodospadu Erewan i do Hellfire Pass – około 800b
 wieczorem koło dworca autobusowego rozstawia się targ z pysznym, tanim jedzeniem
 internet 20-25b za godzinę

Sukhothai
 Ban Thai Guesthouse – bardzo fajny guesthouse przy rzece. 200b za pokój bez łazienki, 300b z łazienką, 400b z łazienką i klimą
 dojazd z dworca autobusowego do centrum – 50b za dwie osoby (tuk tuk)
 wynajęcie motoru – 150-200
 bilet wstępu na teren Sukhothai Historical Park – 100b
 internet 30b za godzinę

Chiang Mai
 TK Guesthouse – dwójka z łazienką i wiatrakiem – 300b; z klimą 400b, ale wynegocjowaliśmy 350b
 wynajęcie motoru – 150-200
 zakup pamiątek najlepiej na niedzielnym markecie. Trzeba się ostro targować!
 całodzienny kurs gotowania – 700b (rezerowane przez nasz guesthouse. Bezpośrednio w szkole – 900. Dziwne, powinno być odwrotnie, a jednak). Polecamy The Best Cooking School.
 mecz boksu tajskiego – 400b
 internet 15b za godzinę

Cos dla ciala

Jedzenie w Tajlandii jest przepyszne i z pewnością można je zaliczyć do jednej z głównych atrakcji kraju. Dla wybierających się do Tajlandii mamy kilka propozycji kulinarnych. Musicie tego koniecznie spróbować:

  • pad thai – najpopularniejsza chyba tajska potrawa. Makaron ryżowy smażony z tofu, kurczakiem lub krewetkami, jajkiem i mieszanką sosu rybnego, ostrygowego i cukru. Nie każdy przez nas spróbowany powalał na kolana, ale większość była pyszna. Na straganie można zamówić za 20-25b
  • kurczak w sosie słodko-kwaśnym – mieszanka warzyw, ananasa i kurczaka smażona w specjalnym sosie. Dosyć egzotyczne dla miłośników tradycyjnej polskiej kuchni, ale warto się skusić. Mniam :)
  • zupa kokosowa z kurczakiem – absolutna rewelacja. Mleko kokosowe z aromatyczną trawą ceytrynową i imbirem.
  • kurczak z orzeszkami nerkowymi – kawałki kurczaka, szczypiorem, orzeszki i suszone czili smażone w specjalnej mieszance sosów. Pycha!
  • ryż z mango (sticky rice w mango) – mój narkotyk. Jadłam to dzień w dzień i nadal było mi mało. To specjalny rodzaj kleistego ryżu przyprawianego specjalnym sosem na bazie mleka kokosowego podawany ze świeżym mango. Najlepszy deser pod słońcem. Na straganach za 25-30b
  • naleśnik z bananem – hit wśród turystów. Sprzedawany na straganach wieczorami. Cieniutkie ciasto a la hinduskie roti, w nim zawinięte kawałki banana, całość polana słodkim skondensowanym mlekiem lub czekoladą. Pycha! Jedyne 20-25b.
  • curry – w kilku werjscach. Najostrzejsze jest czerwone, zielone ciut łagodniejsze, panang łagodne i gęste. Trzeba spróbować. Jeść koniecznie z ryżem.
  • omlet z owocami morza – ulubiona potrawa Przemka. Rodzaj omletu z jajek i mąki smażonego z owocami morza. Można to znaleźć na wieczornych marketach. Jakieś 30b za porcję.
  • tom yam – ostra zupa na bazie imbiru, trawy cytrynowej i specjalnej czerwonej pasty. W wersji z kurczakiem lub owocami morza. Jeść koniecznie z ryżem.

Muay Thai

Pech chciał, że w czasie naszego pobytu w Chiang Mai stadion, na którym odbywają się autentyczne walki boksu tajskiego był akurat zamknięty na kilkutygodniową przerwę. Jedyną opcją zobaczenia muay thai był show robiony typowo pod turystów. Nie było jednak tak źle. Walk było w programie osiem, z czego dwie ostatnie zapowiadano jako te najbardziej atrakcyjne – z zawodnikami tajskimi zmierzyć się mieli Irlandczyk oraz Amerykanin. Wcześniej jednak do zobaczenia było sześć innych walk. Walczyli mali chłopcy, walczyli dorośli mężczyźni, walczyły kobiety. I to właśnie walka kobiet była najbardziej zacięta, krew lała się z nosa, było ostro. Irlandczyk zrobił z siebie błazna, bo przed walką stroił miny i zachowywał się jak niezwyciężony, a już w pierwszej rundzie poprosił o przerwanie walki i poddał się walkowerem, bo nie był w stanie poradzić sobie z ciosami Taja. Amerykanin za to powalił Taja na łopatki w trzeciej rundzie i wygrał walkę.

Muay Thai

Muay Thai

Muay Thai

Muay Thai

Muay Thai

Muay Thai

Muay Thai

Muay Thai

Muay Thai

Muay Thai

Chiang Mai

Jakoś tak wyszło, że w Chiang Mai zasiedzieliśmy się na tydzień. Miasto jest naprawdę świetne, szczególnie wieczorami, kiedy w jego różnych częściach ożywają kolorowe targowiska. Wybraliśmy guesthouse w starym mieście, otoczonym resztkami murów obronnych i czymś w rodzaju fosy. Poznawanie miasta było o tyle trudne, że z nieba lał się żar jakiego nigdy wcześniej nie doznaliśmy. Dlatego tez nie zrobiliśmy żadnego trekkingu po okolicy. Po prostu łażenie po wilgotnej dżungli w temperaturze prawie 40 stopni kojarzyło nam się bardziej z kara niż z przyjemnością.

Chiang Mai

Chiang Mai

Chiang Mai

Jednym z planów na pobyt w Chiang Mai był kurs gotowania. W naszym guesthousie polecono nam The Best Cooking School. I rzeczywiście było the best. Najpierw zabrano nas na targ, gdzie dowiedzieliśmy się kupy ciekawych rzeczy, np. tego, że lepiej kupować jajka małe niż duże, bo małe pochodzą od młodej kury i przez to są smaczniejsze. W zasadzie bardzo to logiczne, ale jakoś nigdy wcześniej nie przyszło nam to do głowy. Naukę gotowania zaczęliśmy od zup. Przemek gotował tom yam, a ja zupę kokosową. Najlepszą częścią kursu było to, że wszystko co ugotowaliśmy musieliśmy zjeść. Zupy wyszły znakomite. Potem uczyliśmy się jak zrobić dobre curry. I znów wyszło nam super. Bo tajskie dania są w zasadzie bardzo proste w przygotowaniu, grunt, to mieć odpowiednie składniki. Dalej były makarony, spring rolls (co w Polsce funkcjonuje chyba jako sajgonki) i tzw. stir fry, czyli smażone w różnych odmianach na woku warzywa z mięsem lub tofu z sosami. Zabawa była przednia, poznaliśmy kupę ciekawych trików związanych z gotowaniem, i co najważniejsze, jedzenie wychodziło nam świetne. Na koniec dostaliśmy książeczkę z przepisami. Nie pozostaje nam teraz nic innego jak gotować.

A to my w trakcie kuchcenia.

img_4300

img_4305

Drugą rzeczą, na której nam bardzo zależało podczas wizyty w Chiang Mai, był niedzielny targ. Według przewodnika zamykana jest wtedy jedna z ulicy wzdłuż której rozstawiają swoje stoiska sprzedawcy. W rzeczywistości ulic zamkniętych było chyba ze trzy. Przejście wszystkich stoisk zajęło nam ponad trzy godziny. Targ jest niesamowicie kolorowy, poza towarami w sprzedaży jest też pyszne jedzenie. Ciężko się oprzeć, żeby czegoś nie kupić. Obkupiliśmy się dosyć mocno, bo gdy następnego dnia poszliśmy na pocztę, żeby wysłać zakupy to okazało się, że w połączeniu z pamiątkami, które przywieźliśmy z Birmy pudło ważyło 11kg…

Chiang Mai

Chiang Mai

Sukhothai

W Sukhothai po raz kolejny przekonaliśmy się o tym, jak miłym narodem są Tajowie. Do tej pory ich uprzejmosci i sympatii mielismy okazje doswiadczyc w zwyklych, codziennych kontaktach typu zakupy, pytanie o droge, zalatwianie czegos w recepcji guesthousu itp. Tym razem bylo inaczej… Bedac w Sukhothai, pierwszej stolicy Tajlandii, wypozyczylismy sobie motor, zeby pojedzic po okolicy. Wracalismy juz z objazdu do miasteczka, kiedy okazalo sie, ze zlapalismy gume. Do Sukhothai bylo jeszcze 12km. Na horyzoncie zadnych zabudowan. Nad nami czarne chmury i wiszaca w powietrzu burza. Nie bylo innego wyjscia jak maszerowac przed siebie. Nie minely 3 minuty, a na pobocze zjechal facet w samochodzie z logo Coca Coli. Zapytal co sie stalo. Mowimy, ze guma, a on zaczyna otwierac bude swojego samochodu i mowi, zeby ladowac motor, ze nas zawiezie do Sukhothai. Wiec zaczynamy ladowac motor, ale okazuje sie ze buda za niska, a na lezaco motor jechac nie moze bo z baku cieknie benzyna. Co robi w tej sytuacji pan z Coca-Coli? Nie, nie zostawia nas i nie odjezdza, tylko zaczyna gdzies wydzwaniac. Mowi, ze w pracy ma wiekszy samchod i ze ktos za jakies 20 minut nim przyjedzie, zeby nas zabrac. My protenstujemy, ze niech nie robi sobie klopotu, ze kogos innego na stopa zlapiemy, ale on uparcie mowi, ze nie ma sprawy. Czekamy wiec na samochod, a w miedzyczasie zatrzymuja sie jeszcze dwa samochody pytajac co sie stalo i czy nie pomoc. Po 15 minutach jest nasz transport, ladujemy motor na pake i jedziemy do Sukhothai. Pan Coca-Cola oczywiscie nie chce od nas zadnych pieniedzy za transport.

Bardzo lubimy Tajlandie :)

A zabytkowe Sukhothai wyglada tak

img_4127

img_4144

img_4151