Brazylijczycy mówią, że Bóg przez sześć dni tworzył świat, a siódmy przeznaczył na Rio. Lokalizację wybrał miastu bajkową. Piękna zatoka, wzdłuż której ciągnie się jedna za drugą plaża, a na lądzie, praktycznie przy brzegu, pokryte gęstą dżunglą góry. Nie jakoś bardzo wysokie, ale jak często widzi się zielone góry nad brzegiem oceanu?
Miasto bardzo zróżnicowane.
Jest centrum, pełne biurowców i zagonionych biznesmenów.
Jest Santa Teresa, trochę na uboczu, na wzgórzu, miasteczko w środku metropolii.
Jest Lapa, nadal trochę podupadła, jej chodniki pokryte sporą warstwą śmieci, a obok nich śpią bezdomni.
Jest Sugar Loaf i Corovaco, wiecznie oblegane przez tłumy turystów.
Jest Niteroi, „sypialnia” Rio po drugiej stronie zatoki.
Są plaże, tak blisko centrum, a mimo to żyjące swoim życiem. Tu wakacje nigdy się nie kończą. Copacabanę odwiedziliśmy w noworoczny weekend. Takich tłumów na plaży nie widzieliśmy chyba nigdy wcześniej. Leżak przy leżaku, ciało obok ciała.
Jest wiele więcej.
Jednak jak w przypadku każdego innego miasta, kilka dni nie starczy, żeby je poznać. W kilka dni można najwyżej „liznąć” powierzchnię. Co więc można powiedzieć o Rio po kilku dniach obcowania z nim? Chyba tyle, że miasto bez dwóch zdań robi wrażenie. Jest inne, interesujące, na swój sposób unikalne. Warto było się tu pofatygować.
Filed under: Brazylia | 4 Komentarze »